MOKOSH... W świat [rozmowa]
– Eksport to obszar, z którego jesteśmy bardzo dumne. Dzisiaj mówimy już nie o pojedynczych współpracach, ale budowaniu świadomego rynku wspólnie z naszymi dystrybutorami. Znajomość naszej marki w niektórych krajach jest tak samo duża jak w Polsce. I nie zamierzamy się zatrzymać – o firmie Mokosh w Polsce, ekspansji za granicę i planach na przyszłość rozmawiamy z właścicielkami Anną Didiuk i Anną Rutkowską-Didiuk.
![MOKOSH... W świat [rozmowa] MOKOSH... W świat [rozmowa]](Resources/ar/110001/110141/1744187509a160b4.jpg)
Aldona Senczkowska-Soroka: Mokosh obchodził w 2024 r. 10 lat. Jak celebrowaliście urodziny?
Anna Didiuk: Można powiedzieć, że były huczne. Najpierw świętowaliśmy w najbliższym gronie „mokoshowym”, czyli my i pracownicy. Zorganizowaliśmy imprezę w stylu tropikalnym, aby dodać trochę słońca i ciepła w te szare, zimowe dni na początku roku. Odbył się też event dla redaktorek, influencerek i naszych partnerów w ramach podziękowania za 10 lat dobrej współpracy. W ramach różnych akcji organizowanych w social mediach celebrowaliśmy jubileusz także z naszymi klientami i klientkami.
Anna Rutkowska-Didiuk: Działania miały różne formy – ciekawe wyzwania, konkursy, pytania dotyczące naszych początków, pierwszych produktów itp. Dla nas z kolei był to też czas na wspomnienia, taki sentymentalny powrót do przeszłości. Z uśmiechem przeglądałyśmy stare zdjęcia, etykiety, gadżety...
Jakie zmiany w trendzie naturalności zauważyłyście przez te 10 lat?
A.R.-D.: Dekadę temu ludzie nie mieli jeszcze świadomości, że istnieją naturalne kosmetyki. Nie wiedzieli, dlaczego warto ich używać. Zastanawiali się, czy taka nowa kategoria oznacza, że inne produkty są nienaturalne. To była też nasza rzeczywistość, nasz początek.
Już wtedy wiedziałyśmy, że chcemy mieć w portfolio produkty naturalne – takie, których będziemy również same używały. Miały być także bezpieczne dla środowiska. Najważniejsze jednak – wtedy i dzisiaj – było dla nas, aby tworzyć produkty, które nie tylko obiecują, ale dają konkretny efekt kosmetyczny w postaci spłycenia zmarszczek, poprawy jędrności, nawilżenia czy regeneracji podrażnionej skóry itd.
A.D.: Zaczęłyśmy od określenia podstawowych potrzeb. Nasze pierwsze linie to przede wszystkim produkty do pielęgnacji ciała, kremy do twarzy, później dochodziły sera i kolejne specyfiki do kompleksowej lub bardziej specjalistycznej pielęgnacji, a także do włosów.
A.R.-D.: Grupa osób szukających naturalnych składów była parę lat temu niewielka. Dzisiaj jest inaczej – klientowi nie wystarcza już sama deklaracja, że kosmetyk jest naturalny, ale chce wiedzieć, jak on działa. Dlatego od początku przeprowadzamy badania naszych
kosmetyków, co daje nam pewność, że nasze produkty „dotrzymują obietnicy”. Zawsze zresztą robiłyśmy je jak dla siebie. To trochę jak gotowanie obiadu dla rodziny i przyjaciół – przygotowujemy go z miłością i chcemy, aby był smaczny i pożywny.
A.D.: Istotna jest też kwestia nazewnictwa, gdyż słowo „naturalny” stanowi dzisiaj bazę wielu produktów. Dawniej był to wyróżnik, a teraz pewien standard. Dobrze, że to działanie kosmetyku weryfikuje jego miejsce na rynku. Kilka lat temu nagle powstało kilka brandów bazujących na trendzie naturalności, ale ich obecność na rynku była krótka. Bo jedno to produkować naturalne kosmetyki, a drugie – być rzetelnym i zyskać świadomą grupę klientów, którzy docenią efekty.
Komentarze