Rozwój analiz laboratoryjnych pozwala skuteczniej wykrywać doping, także po latach. Pomóc w walce z niedozwolonymi substancjami w sporcie mogłoby także zaostrzenie kar
Dane Światowej Agencji Antydopingowej (WADA) wskazują, że doping wykrywany jest w 1–1,5 proc. pobieranych od sportowców próbek. Jednak ponowna ich analiza może dać zaskakujące wyniki, bo często właśnie w ich trakcie odkrywany jest znacznie większy odsetek naruszeń przepisów antydopingowych. Niektóre badania sugerują, że odsetek sportowców sięgających po niedozwolone substancje może wynosić nawet 15–18 proc. W skutecznej walce z dopingiem potrzebna jest po pierwsze międzynarodowa współpraca i edukacja sportowców, a po drugie pojawiają się też postulaty zaostrzenia kar w kwestii odpowiedzialności prawnokarnej.
– W wykrywaniu naruszeń przepisów antydopingowych globalne środowisko antydopingowe radzi sobie coraz lepiej. Stosuje się coraz bardziej zaawansowane analizy laboratoryjne, które pozwalają na wykrywanie różnych substancji zabronionych. Ponadto stosuje się tak zwane profile hematologiczne czy steroidowe, gdzie nie szuka się samych substancji zabronionych, ale skutków ich oddziaływania na organizm – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Biznes dr Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej.
Kiedyś głównie badano krew i mocz sportowców pod kątem obecności zakazanych substancji. Od kilkunastu lat stosowany jest paszport biologiczny sportowca, w ramach którego monitorowane są wybrane zmienne biologiczne w czasie, które pośrednio ujawniają skutki stosowania dopingu, a nie służą wykrywaniu samej substancji lub metody dopingowej. Dzięki indywidualnemu podejściu do sportowców, bez stosowania identycznych kryteriów dla całej populacji, można odkryć nieprawidłowości. U danego sportowca na podstawie powtarzanych badań wylicza się jego średnie wartości różnych parametrów i zapisuje w systemie komputerowym. Łatwiej wówczas zauważyć odchylenia od normy. Od 2014 roku, oprócz paszportu hematologicznego, WADA wprowadziła paszport steroidowy, gdzie w próbkach moczu monitoruje się wartości stężeń steroidów naturalnie produkowanych przez organizm. Znaczące zmiany w ich poziomie mogą wskazywać na doping.
Poza tym dzięki umowom o współpracy z koncernami farmaceutycznymi WADA otrzymuje informacje o nowych lekach już na etapie badań klinicznych i przedklinicznych, wie też, jak je wykrywać. Dodatkowo sportowcy mają obowiązek informować agencję o miejscu swojego pobytu i mogą być testowani bez ostrzeżenia w każdej chwili.
– To takie długofalowe profilowanie sportowców, które ma na celu weryfikację, czy dany sportowiec stosował w przeszłości substancję albo metodę zabronioną. Bo z jednej strony mogą to być np. substancje takie jak erytropoetyna, która może być stosowana w dyscyplinach wytrzymałościowych, czy też chociażby doping krwią – tłumaczy ekspert.
Jak zaznacza, mimo postępu w tej dziedzinie dzisiejsze metody czasami nie pozwalają na to, żeby wykryć każdą stosowaną substancję czy metodę dopingową. Na 300 tys. przeprowadzanych badań w ok. 1–1,5 proc. wykrywana jest substancja zakazana lub inne naruszenie przepisów antydopingowych, ale rzeczywista skala problemu może być znacznie większa. Pokazują to często ponowne badania próbek. Taka sytuacja dotyczyła igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 roku. W trakcie imprezy stwierdzono tylko jeden przypadek stosowania substancji zabronionych, a po reanalizach próbek było ich już prawie 140, z czego znaczna część dotyczyła medalistów i rosyjskich sportowców. W 2012 roku, osiem lat po igrzyskach w Atenach, czwórka sportowców straciła medale na podstawie powtórnej analizy próbek moczu.
Badania przeprowadzone w 2020 roku przez Raphaela Faissa z Uniwersytetu w Lozannie wskazują, że odsetek dopingu u sportowców może sięgać od 15 do 18 proc. Naukowiec porównał wyniki krwi sportowców zebrane przez laboratoria akredytowane przez WADA w trakcie mistrzostw świata w lekkoatletyce w latach 2011 i 2013 z wynikami uzyskanymi od zdrowych osób dorosłych, a także sportowców przyjmujących doping – im wartości są bliższe wartościom osób, którym podano erytropoetynę (EPO), tym większe jest ryzyko, że rzeczywiście stosują oni doping.
– Z jednej strony następuje rozwój sfery laboratoryjnej i analiz laboratoryjnych, stawia się mocno na działania analityczno-śledcze, na współpracę ze służbami, z policją, prokuraturą czy służbami celnymi. Z drugiej strony coraz mocniej stawia się na działania edukacyjne. Jeszcze parę lat temu ta edukacja wprawdzie funkcjonowała, ale nie była traktowana jako priorytet, tak teraz każdy zawodnik, który wchodzi na rynek sportowy, najpierw powinien otrzymać edukację antydopingową, a później przechodzić kontrolę antydopingową, nie odwrotnie – zauważa dyrektor POLADA.
W 2019 roku WADA przyjęła międzynarodowy standard dotyczący edukacji opracowany jako część światowego programu zwalczania dopingu w sporcie. Celem dokumentu jest wspieranie zachowania ducha sportu i wspomaganie rozwoju środowiska sportowego wolnego od dopingu. Kluczową zasadą leżącą u podstaw standardu jest to, że zawodnik powinien po raz pierwszy zetknąć się z działaniami antydopingowymi właśnie w trakcie edukacji, a nie w praktyce.
– Zawodnik nie powinien po raz pierwszy stykać się z kontrolą antydopingową, kiedy jeszcze nie był w żaden sposób przeszkolony, nie wie, czego się spodziewać. Zwłaszcza dla młodego sportowca może być to przeżycie dość skrajne, bo kontrola antydopingowa jest procesem ingerującym w sferę prywatną sportowca – przekonuje dr Michał Rynkowski.
Jak wskazuje ekspert, edukacja może pomóc w skutecznej walce z dopingiem, konieczny jest jednak przede wszystkim dalszy rozwój medycyny i wprowadzenie jednolitych systemów antydopingowych. Niedawno WADA zakwestionowała np. organizacje antydopingowe Nigerii i Wenezueli, które nie uwzględniają kilku kluczowych wymogów w ramach swojego programu antydopingowego. Tunezyjska organizacja trafiła zaś na listę obserwacyjną ze względu na brak odpowiedniego wdrożenia kodeksu do krajowych ram prawnych.
– Cały czas w niektórych krajach ta walka jest traktowana po macoszemu albo realizacja kontroli funkcjonuje na bardzo minimalnym poziomie. To powinno się zmienić, żeby wszyscy zawodnicy, którzy rywalizują na poziomie międzynarodowym, byli pewni, że ich rywale są czyści. Jedyny sposób, żeby to osiągnąć, to jest wzmocnienie lokalnych, narodowych systemów antydopingowych – wskazuje dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej.
Duża rola spoczywa nie tylko na WADA, ale także na krajowych agencjach i ich regionalnej współpracy. Przedstawiciele POLADA aktywnie wspierają wzmacnianie systemu antydopingowego w innych krajach europejskich, m.in. w Ukrainie czy Albanii.
– Jeszcze parę lat temu nie odbywały się w Albanii żadne kontrole antydopingowe, a teraz już są i są też pierwsze przypadki wykrycia substancji zabronionych, nawet wśród topowych albańskich zawodników. To pokazuje, że system działa, ale to wymaga współpracy na różnych poziomach. Uważam, że to w tej chwili jest największe wyzwanie stojące przed całym środowiskiem antydopingowym – ocenia dr Michał Rynkowski.
Kolejna kwestia to odpowiedzialność i kary za stosowanie dopingu. Zgodnie ze Światowym Kodeksem Antydopingowym dla samych zawodników karą jest kilkuletnia dyskwalifikacja, która de facto niekiedy kończy kariery sportowe.
– Podczas tej kary dyskwalifikacji zawodnik nie może zrobić nic: nie może zmienić dyscypliny sportu, nie może brać udziału w zawodach, nie może pełnić żadnych funkcji w klubie czy związku sportowym, więc jest to równoznaczne niemalże z zakazem wykonywania zawodu. Te kary są więc dotkliwe, oczywiście pociągają za sobą konsekwencje finansowe, dlatego że zawodnik nie jest uprawniony do otrzymywania stypendiów, zazwyczaj sponsorzy się odwracają od takiego sportowca. Dodatkowo też ta kara czterech lat wyklucza konkretną osobę z udziału w kolejnych igrzyskach olimpijskich, czyli wypada z cyklu przygotowań do igrzysk, więc jest to sankcja w mojej ocenie wystarczająca. Gdy mamy do czynienia z zawodnikami, którzy dopuszczają się recydywy, to te kary mogą być zdecydowanie wyższe. Wtedy są oni wyłączani z rywalizacji praktycznie dożywotnio – mówi dyrektor POLADA.
Druga sfera to odpowiedzialność karna określona w ustawodawstwie krajowym. Obecnie za podanie środka odurzającego, substancji psychotropowej lub nowej substancji psychoaktywnej grozi kara pozbawienia wolności do trzech lat. Przestępstwem jest też produkcja i udostępnianie tych substancji.
– Oceniając funkcjonowanie tych przepisów od 2017 roku, stoimy na stanowisku, że te kary powinny być zaostrzone, żeby też dla służb i prokuratur ten przepis był stawiany wyżej w hierarchii potencjalnych przestępstw i mógłby być wtedy śmielej stosowany. Z drugiej strony chodzi o to, żeby osoby, które dopuszczają się takich czynów, niewątpliwie społecznie szkodliwych, były surowiej karane, żeby mocniej funkcjonowała prewencja ogólna i żeby rzeczywiście te kary skutecznie odstraszały potencjalnych przestępców – podkreśla dr Michał Rynkowski.
Komentarze