Rafał Ruta: KRWAWA ROZPRAWA Z MARSJANINEM
Na wzgórzu, na granicy pola i lasu, wśród dymów MARSJANIN się pojawia. Z daleka nawet go z człowiekiem pomylić można – dwie ręce, dwie nogi, niby normalny. Na nogach buty zimowe „Relaks” (urodzeni do 1980 r. znają, pozostali: Google). Ale to pozór tylko. Persony o słabszych nerwach, dla własnego dobra oczy niech zamkną, bo już opis tej kreatury złowieszczej o utratę zmysłów przyprawić może…
Nerwowi oczy zamknęli? Pomedytować chwilę można, a oczy otworzyć, jak tekst się skończy. Odważnych do opowieści z dreszczykiem proszę. Te widoki do końca życia we śnie imaginować będziecie. Larum o jaźni nadpsucie nie do mnie, ale do Sz.P. Redachtorów przedkładać proszę!
Bo to i zgroza ponad ludzką imaginację! Fizjognomia jego nawet u rezuna krew w żyłach zmrozi. Tam gdzie u człowieka oczy być winny, Marsjanin gogle tylko ma. Na łbie wielkim, baniastym, skórzana czapka pilotka zatknięta. Gdzie nos i usta być powinny, poczwara ona szalik wełniany zawinięty nosi.
Goglami wkoło łypie i drogą w dół lezie. A i już w jego kierunku dwóch ludzi dziarsko maszeruje. To funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, nieortodoksyjnie umundurowani: dżinsy „Odra”, buty za kostkę „Wałbrzychy” firmy Polsport i kamizelki ze skórek królika, harcerskimi paskami ściągnięte. Na głowach prawdziwe milicyjne hełmy „orzeszki” dumnie tkwią, przy bokach pałki gumowe. Władza zaufanie wzbudza… I jeszcze jedno, bo o jakichś prowokacjach mnie słuchy doszły. Nikt się na niego nie uwziął, a jeżeli ktoś prowokował, to ta ropucha milicję! Marsjański ambasador niech protestuje na Berdyczów i z jakimiś prawami kosmitów mi tu nie wyjeżdża, bo tu jest Ziemia! Funkcjonariusze grzecznie do ancymonka podchodzą, o dokumenty proszą, pełna kultura! A ta maszkara, ten parszywiec-obrzydliwiec wstrętny już coś bełkoce czy gulgoce, ramię prawe do góry podnosi, łapsko błoniaste rozkłada, cholera wie czego chce, jakby po ludzku nie mógł. Milicjanci po dobroci, powoli i wyraźnie: O-BY-WA-TE-LU, DO-KU- -MEN-TY, DO-WÓD!
Straszydło-dziwotwór łapę za pazuchę wkłada, podejrzanie tak jakoś. Ani chybi krócicę, albo i garłacza wyciągnąć knuje i dzielnych stróżów prawa atakować obmyśla. Kto nie kiep ten sam widzi, że milicja po dobroci chciała, ale inaczej nie mogła. Zanim monstrum grabulę swoją żabio-rybią wyciągnąć zdążyło, już pałką przez czerep zgarnęło. Ani mu pilotka nie pomogła, tak mu się ona dynia zachybotała! I ani ten padalec taki silny, bo już po dziesięciu ciosach na miedzy leży. Chłopaki podochocili się nieco i nuże leżącego pałkami okładać i flekować, ale w samoobronie — mógł nie zaczynać kulfon obrzydliwy! Ruszał się jeszcze trochę, coś tam gulgotać próbował, ale uspokoił się zaraz i już na plecach leżał tylko.
Milicjanci pot z czoła ocierają, wreszcie w spokoju przeszukać go mogą, za pazuchę dziwolągowi sięgają. Jest! W szponach płetwiastych coś trzyma, ale to nie laser chyba. Pogniotło się trochę, z pazurów ciężko wyciągnąć. Dokumenty chyba, to czemu pokazać nie chciał? Na obrazku jakby on: gogle, pilotka i szalik, obok druga pokraka, mniejsza trochę – też w goglach tylko jaśniejszych, zamiast pilotki czapeczka wełniana. Z nimi dwa gnomy małe, też w goglach, na głowach bereciki i jeden coś jakby kokardkę ma nawet. Cholera wie skąd maszkaron jeden się wziął, mówić po ludzku nie umiał, kto wie co porządnym ludziom jeszcze zrobić mógł? Szpetny był skurczybyk, pewnie i jadowity okrutnie, ale łapskiem krogulczym za pazuchą to jednak nie za bronią gmerał. Widoczek familijny, żonkę nieziemską i dziatki kosmiczne pokazać zamiarował. Nietęgo się funkcjonariuszom zrobiło, sami żonki i dzieci mają. Chłopiska jak dąb, a jakoś im się żal tego kulfona zrobiło.
A owa maszkara na gębie na biało pieni się, miazga jakaś się gotuje, bąble idą, ale zaraz już tylko czaszka potworna, małpia jakby, w goglach i pilotce leży. Nasi chłopcy z sentymentów otrzeźwieli – widać przecie było od początku, że gnom nie nasz, ani trochę do normalnych ludzi niepodobny. Kto go tu prosił, powsinogę jednego, mało swoich kłopotów mamy? Ziemia dla Ziemian! – tak im się pomyślało…
I tak dzięki Milicji Obywatelskiej, zawsze nad nami czuwającej, inwazja wrogów Ziemi odparta została. Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i jeszcze raz BEZPIECZEŃSTWO!
Powyżej streściłem czarno biały, niemy film „Krwawa rozprawa z Marsjaninem”. Dzieło kolegów z I L.O. w Jeleniej Górze (klasa 2A), nakręcone w 1993 r. radziecką kamerą LOMO 215 na taśmie 8 mm. Miałem zaszczyt współtworzyć scenariusz i zagrać Marsjanina. Były nawet efekty specjalne! Rozkład kosmity nakręciliśmy poklatkowo przy użyciu kleju z mąki, a twarz martwego Marsjanina „zagrała” czaszka goryla górskiego, eksponat z poniemieckiego zaplecza naszej pracowni biologii.
PS. Kolejnymi dziełami naszego studia były „Rafał Ruta Show” i „Krwawa rozprawa z dwiema parami mieszanymi”. Publika waliła drzwiami i oknami, ale to była już tylko komercja. Za to scenariusz i rola Marsjanina były szczytowym punktem mojej prawdziwie artystycznej kariery filmowej.
Felieton został opublikowany w wydaniu 6/2018 dwumiesięcznika "Przemysł Farmaceutyczny"
Komentarze