Partner serwisu
19 czerwca 2020

Pobiłem Czecha!

Kategoria: Artykuły z czasopisma

Sześćdziesiąt cztery? Chyba… Jeżeli nie pomieszały mi się dni, zaznaczane kreskami na ścianie mojej pustelni sypialni. Od kiedy pamiętam (bo wcześniej to było dawno i byłem mały) spędzam tu 16 godzin dziennie. Każdy dzień wygląda tak samo, łatwo się pogubić. Czuję się jak mnich, przepisujący księgi w klasztornej celi. Jedyna różnica polega na tym, że do topniejącego w kryzysie skarbca PKb dorzucam służbowym laptopem, a nie klasztornym pulpitem.

We wsi Dolni Vestonice w południowych Czechach, archeolodzy odnaleźli jeden z najstarszych wynalazków wspomagających liczenie – wilczą kość z równoległymi nacięciami, wykonanymi kamiennym nożem. Doceniam pomysłowość, ale jak przystało na Homo Digitalis, dni zdalnej pracy zaznaczam bardziej nowocześnie – kreskami w arkuszu… papieru. Dzisiaj mijają sześćdziesiąt cztery dni. Wilcza kość zdradza, że czeski paleolityczny łowca sprzed 30 tys. lat pracował zdalnie tylko 55 dni. Pobiłem Czecha!

Do końca lutego 2020 r. mieliśmy świat u stóp, złudzenie pełnej kontroli. Od trzech miesięcy doświadczamy „wersji demo” świata człowieka średniowiecza. Poczucie kontroli wyparowało w tydzień, a nasze pokolenie nigdy nie czuło się tak wystawione na pastwę sił natury i żywiołów. Pandemia COVID-19 stała się całym światem: otoczeniem bliższym, dalszym, zdrowotnym, gospodarczym, przeszłością i przyszłością. Wszystko jest przefiltrowane – codzienne życie domowe, relacje z rodziną, przyjaciółmi, praca, rozrywka, gospodarka, polityka. W telewizji, prasie, Internecie, mediach społecznościowych, memach — tylko pandemia. Musieliśmy nie tyle zmodyfikować, nawet nie zawiesić, ale raczej „powierzyć siłom wyższym” nasze plany prywatne, rodzinne i zawodowe. Zamiast planów pozostało „mam nadzieję”, „chciałbym”, „oby”, „może wreszcie”. Świat sprzed COVID-19 wydaje się odległym wspomnieniem…

Najdalej posunięte próby planowania przypominają prognozowanie pogody. Z grubsza możemy wierzyć w prognozę na jutro. Pogoda za pięć dni zależy od przysłowiowego dzisiejszego ruchu skrzydeł motyla w Brazylii, a tzw. prognozy długoterminowe to już wróżenie z fusów. Niby o tym wiem, jednak gdy planuję weekend w Polsce, albo zbliża się coroczny wrześniowy zjazd rodzinny, już dwa tygodnie wcześniej zaczynam codziennie sprawdzać prognozę. Gdy widzę ikonę słoneczka i temperaturę 25 stopni, cieszę się jak dziecko. A gdy ikona pokazuje chmurkę, albo nie daj Boże deszcz? Może inna strona albo aplikacja pokażą to, co chcę zobaczyć! Uważam się za racjonalistę, wierzę w potęgę nauki, mądrość, geniusz umysłu ludzkiego. Ale w końcu jestem normalnym człowiekiem i jak każdy normalny człowiek wierzę w magię i potrzebuję w świecie ładu, a nie chaosu! Jak dobrze poszukam, to zobaczę w prognozie słońce i 25 (no, mogą być 23) stopnie. Teraz pogoda jakoś mniej mnie zajmuje, ale co rano kompulsywnie sprawdzam statystyki pandemii — może wreszcie „active cases” zaczną spadać…?

Zejdźmy na ziemię. Nigdy wcześniej nie pracowałem zdalnie, oprócz e-maili i telefonów podczas delegacji służbowych, targów i konferencji. Dom jednak nigdy nie był moim stałym miejscem pracy. Nie wiem jak Państwu, ale mi wszystko idzie (pozornie) bardzo dobrze. Okazuje się, że nie muszę „fizycznie” być w firmie, wystarczy biurko i laptop w sypialni, Internet, VPN, Outlook, SAP, Teams, itp., itd. Robię wysyłki do klientów, negocjuję umowy z klientami, organizuję sprawy z produkcją, zapewnieniem i kontrolą jakości, rejestracją, planowaniem produkcji, wdrażam procedury, itp. Chyba wszyscy przekonaliśmy się, jak elastyczną istotą jest człowiek, jak szybko dostosowujemy się do zupełnie nowej rzeczywistości, nawet gdy nam ona nie odpowiada. Poza tym nie ukrywajmy, nasza branża jest „uprzywilejowana” w porównaniu np. z gastronomią, usługami, kulturą. Nie groziło nam zamknięcie na podstawie rozporządzenia, musieliśmy „tylko” zastosować zaostrzone zasady bezpieczeństwa w zakładach albo przejść na „home office”. Jednak nasze problemy w porównaniu z wieloma branżami to tylko przejściowe niedogodności albo tzw. „problemy pierwszego świata”.

Rozumiem to, ale i tak ponarzekam — tak bardzo brakuje mi znajomych, przyjaznych ludzkich twarzy „na żywo” i bez masek, uścisku ręki i uśmiechu na powitanie, kawy we wspólnej kuchni, żywych ludzi na korytarzu biurowca, w magazynie lub na produkcji…

Mam nadzieję… Chciałbym… Oby… Może wreszcie…

PS. Wilcza kość z nacięciami uświadomiła mi, skąd pochodzi zwyczaj kelnerów w moich ukochanych czeskich gospodach. Wilcze kości wyszły już z mody, ale wypite kufle piwa wciąż oznaczane są kreskami na małych karteczkach! Dolni Vestonice kryły jednak nie tylko prehistoryczny komputer. Obok spoczywało najstarsze ceramiczne dzieło ludzkie – gliniana figurka bogini płodności (tzw. Wenus). Dawała „prehistorycznym Czechom” nadzieję na szczęście w dzieciach i na przychylność sił przyrody. Może tego szczęścia wystarczy też dla nas i dla całego świata? Stęskniłem się za Państwem! Do zobaczenia na Jesiennym Sympozjum Przemysłu Farmaceutycznego i Kosmetycznego — twarzą w twarz! Sprawdziłem prognozę długoterminową, będzie słonecznie…

 

Patryk Topolnicki
2020-06-27
Dzięki za te słowa. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam. Dla mnie świat wirtualny to jednak nadal TYLKO uzupełnienie prawdziwego życia. Do zobaczenia w realu :)
CAPTCHA Image


Zaloguj się do profilu / utwórz profil
ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ