Partner serwisu
18 marca 2015

Życie to moja pasja

Kategoria: Rozmowa z...

Jej współpracownicy twierdzą, że jest niezwykle charyzmatyczna i pracowita – życiorysem mogłaby obdarzyć kilka osób. Ona sama, czyli Marynika Woroszylska-Sapieha – prezes zarządu i dyrektor generalna Grupy Sanofi w Polsce, nie nazwałaby się superwoman.

Życie to moja pasja
  • Patrząc na Pani CV można stwierdzić, że jest Panib osobą, która nigdy się nie nudzi. Czy znajduje Pani czas na swoje pasje?

To prawda, nudy w moim życiu nie ma, choć paradoksalnie czasem marzę o tym, żeby oddać się „nicnierobieniu”. Wbrew pozorom nie poświęcam całego swojego czasu życiu zawodowemu. Rozwijam swoje pasje, znajduję też czas dla rodziny, która stanowi dla mnie najwyższą wartość.

  • Przez kilkanaście lat pracowała Pani w Instytucie Kardiologii w Aninie, w zespole, który jako pierwszy w Polsce wprowadził wiele nowych technik w kardiologii interwencyjnej. Była Pani wówczas jedną z nielicznych kobiet zajmujących się tą specjalnością – zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Skąd wybór takiej właśnie dziedziny?

Medycyna zawsze była moją wielką pasją – również teraz, w miarę możliwości, staram się być na bieżąco i śledzić medyczne nowinki. Podczas studiów równie mocno pociągały mnie dwie dziedziny: kardiologia i specjalności zabiegowe. Z tego względu trudno było mi zdecydować, w którym kierunku pójść. Kardiologia interwencyjna była więc dla mnie idealnym połączeniem. Stwierdziłam, że jest to właśnie to, co chcę w życiu robić. Poza tym, specjalność ta dawała spektakularny efekt działań lekarza, polegający na natychmiastowej eliminacji zagrożenia życia pacjenta.

W tym czasie w Aninie tworzył się Instytut Kardiologii, który jako miejsce pracy był bardzo interesującą placówką. Zgromadził on wielu wybitnych ekspertów – jednym z nich był profesor Witold Rużyłło. Uważałam go za wizjonera kardiologii interwencyjnej, dlatego rozpoczęłam pracę w jego zespole. Dzisiaj podjęłabym tę samą decyzję.

  • Do kardiologii interwencyjnej przyciągnął Panią m.in. szybki efekt działań. W farmacji jest zupełnie inaczej, bo na spektakularne wyniki, takie jak np. nowy lek, czeka się latami. Mimo to w 1994 roku przeszła Pani do przemysłu farmaceutycznego. Dlaczego zdecydowała się Pani na taki krok?

Bardzo wiele rzeczy w moim życiu dzieje się za sprawą korzystnych zbiegów okoliczności. Po prostu w odpowiednim momencie otrzymałam bardzo atrakcyjną propozycję pracy. Nie ukrywam, że byłam fizycznie zmęczona licznymi dyżurami, ogromnym stresem związanym z moją specjalnością... Sytuacja finansowa lekarzy również nie była kolorowa. Propozycja, którą otrzymałam, otwierała przede mną zupełnie nowe możliwości w obszarze zarządzania, który także zawsze mnie interesował. Rozpoczęłam więc swoje życie zawodowe w przemyśle farmaceutycznym. Mimo że w małej firmie, to z dużym potencjałem.

  • W kardiologii Pani autorytetem był profesor Rużyłło. A czy w farmacji jest ktoś taki?

Nie chciałabym wymieniać konkretnej osoby z imienia i z nazwiska. Uważam jednak, że w farmacji są wielkie osobowości. Miałam szczęście, że od samego początku mojej drogi zawodowej dane było mi pracować z takimi właśnie ludźmi. To bardzo przyspiesza rozwój kariery.

  • Przez dwa lata pełniła Pani funkcję prezesa zarządu INFARMY. Co z perspektywy czasu uważa Pani za swój największy sukces, a co ewentualnie wymaga kontynuacji przez Pani następczynię?

Niewątpliwym sukcesem w ciągu mojej dwuletniej kadencji było stworzenie platformy dialogu między reprezentantami całego przemysłu a ministerstwem. Dzięki temu Ministerstwo Zdrowia ma teraz w sprawach
istotnych jednego partnera, a nie kilku różnych. Jeden, wspólny głos całego przemysłu innowacyjnego, niewątpliwie przyczynia się do bardziej efektywnego działania.

Wraz z zarządem INFARMY wypracowaliśmy dla związku strategię krótko- i średnioterminową. Udało nam się także stworzyć bardzo silne biuro INFARMY. Są to sukcesy nie tylko moje, ale całego zarządu i osoby kierującej biurem Związku. Moja następczyni – Ewa Grenda – także brała udział w rozwijaniu wspomnianych celów na przyszłość. Dzisiaj kontynuuje ona ustalone wówczas priorytety i wyznacza kolejne.

  • Medycyna, farmacja, zarządzanie i… bankowość. W kwietniu zeszłego roku została Pani członkiem rady nadzorczej Banku Zachodniego WBK S.A. Jakie doświadczenia zdobyte w firmie farmaceutycznej pomagają Pani w pełnieniu tego stanowiska?

Aby dobrze sprawować tę funkcję, z jednej strony trzeba mieć pewien bagaż doświadczeń, a z drugiej – wielu nowych rzeczy się nauczyć, szczególnie jeśli trafia się do nowej branży. Od dawna czułam, że sektor farmaceutyczny i bankowość mają ze sobą wiele wspólnego. Są one bardzo mocno regulowane, a zagrożenie utratą wizerunku jest w obu przypadkach chyba najgorszym z możliwych. Moje doświadczenie w funkcjonowaniu w tak regulowanym sektorze, jakim jest farmacja, wydaje się w tej chwili procentować na stanowisku członka rady nadzorczej Banku Zachodniego WBK S.A. Przekonuję się, że doświadczenie w prowadzeniu dużej firmy, w zarządzaniu, w rozwiązywaniu problemów ma charakter uniwersalny. Jest to dla mnie niezwykle ciekawe spostrzeżenie, dzięki któremu pewne sprawy odbieram nieco inaczej.

  • Jest Pani również członkiem rady programowej Vital Voices – organizacji pozarządowej, która wspiera rozwijanie potencjału przywódczego u kobiet. Czy uważa Pani, że kobiety lepiej niż mężczyźni sprawdzają się na stanowiskach zarządczych? Jest jakaś reguła?

Nigdy nie głosiłam takiej teorii, gdyż nie wierzę w jej słuszność. Przywództwo mężczyzn i przywództwo kobiet różnią się być może między sobą, ale nie można ich w żaden sposób wartościować. Kwestią bezsporną jest natomiast to, że kobiet na wysokich stanowiskach jest znacznie mniej niż mężczyzn. Kobiety pełnią zupełnie inną rolę społeczną i ciągle jeszcze potrzebują wsparcia w swoich aspiracjach i w dążeniu do celu zawodowego. Vital Voices pomaga kobietom z potencjałem przywódczym, namawiając je do tego, żeby zaistniały na arenie zawodowej i przekraczały bariery – nie tylko w sferze biznesu, ale i w organizacjach
pozarządowych oraz w polityce. Wspieram działalność tej organizacji i będę to robić dopóki będzie to potrzebne. Mam nadzieję, że kiedyś proporcje pomiędzy kobietami i mężczyznami na stanowiskach zarządczych wyrównają się.

  • A czy sama nazwałaby się Pani „superwoman”?

Nie. Proszę pamiętać o tym, że tego wszystkiego, co robię w życiu zawodowym i w różnych innych rolach, nie robię sama. Niesłychanie ważną rzeczą jest budowanie wokół siebie bardzo dobrych zespołów, składających się z ludzi, którzy mają cele, którzy są zmotywowani. Dobrego przywódcę poznaje się po tym, jak ocenia go zespół.

  • Czy jest coś, czego żałuje Pani w swojej karierze zawodowej?

Nie ma decyzji, których żałuję, ale zawsze jest pewien niedosyt i zawsze chciałoby się zrobić coś więcej i lepiej.

Rozmawiała Patrycja Misterek

Fot. Grupa Sanofi w Polsce

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ