Partner serwisu
16 kwietnia 2015

Cząsteczka za 100 mln dolarów

Kategoria: Rozmowa z...

– Jeśli dojdzie do komercjalizacji naszej cząsteczki, będącej potencjalnym lekiem przeciwnowotworowym, to koszt procesu badań rejestracyjnych może wynieść dla firmy farmaceutycznej – producenta takiego leku – średnio od kilkudziesięciu do nawet 100 milionów dolarów – mówi dr Dominik Ziętkowski, dyrektor działu badań i rozwoju Blirt S.A.

Cząsteczka za 100 mln dolarów
  • Czy w związku z tzw. klifem patentowym, jako laboratorium m.in. usługowe, macie więcej zleceń dotyczących leków biopodobnych?

Firmom farmaceutycznym faktycznie dopisuje apetyt, zwłaszcza na leki biopodobne – każdy chce uszczknąć choćby mały kawałek tortu. Widać wzmożony ruch w tej przestrzeni badawczej. Z tego względu postanowiliśmy skoncentrować się właśnie na świadczeniu usług z zakresu leków biologicznych. Bierzemy aktywny udział w opracowywaniu przeciwciał terapeutycznych, ale pracujemy także nad innowacyjnymi cząsteczkami.

  • Polski przemysł farmaceutyczny chyba trochę boi się słowa „innowacja”. Czy uważa Pan, że możemy zasłynąć jakimś nowym lekiem?

Jedną kwestią jest stworzenie cząsteczki, a inną wprowadzenie leku na rynek. Wielu Polaków opracowywało nowe leki. Przykład może stanowić członek rady naukowej Blirt – prof. Ryszard Andruszkiewicz – twórca pregabaliny. Jest to cząsteczka sprzedawana od kilkunastu lat przez Pfizera w formie leku przeciwpadaczkowego, który stanowi obecnie jeden z najlepiej sprzedających się produktów tej firmy, z wynikiem ok. 4,5 miliarda dolarów rocznie. Poziom kreatywności polskich naukowców jest zatem bardzo wysoki. Zwykle jednak wiedzą i intelektem mają okazję zabłysnąć przede wszystkim za granicą.

  • Ale i znaczna część Polaków wraca do kraju. Czy perspektywy rozwoju zawodowego są u nas lepsze niż kiedyś?

Polacy-naukowcy wracają coraz chętniej, ale wynika to chyba z mniejszej konkurencji w naszym kraju. Kończąc doktorat w USA czy w Wielkiej Brytanii są jednymi z tysięcy absolwentów – trudniej jest się tam przebić. W Polsce z takim wykształceniem mają większe szanse no to, aby zostać wysłuchanym. Poza tym lista
projektów badawczych konkurujących o to samo dofinansowanie jest u nas dużo krótsza.

  • Blirt ostatnio zasłynął pochodną amfoterycyny B. Na czym polega wyjątkowość tego związku?

W zeszłym roku głośno było o filmie „Witaj w klubie”. Jego głównym bohaterem jest mężczyzna zarażony wirusem HIV. Dzięki temu, że przyjmował Fluconazole, jego życie udało się przedłużyć o około 10
lat. Opracowana przez nas pochodna amfoterycyny B, jest antybiotykiem przeciwgrzybiczym z tego samego segmentu leków przeciwko układowym grzybicom. Wykazuje jednak większą skuteczność i dużo mniejszą toksyczność. Prawdopodobnie z naszej cząsteczki udało się wyeliminować te dwie największe wady dotyczące farmakoterapii grzybic układowych. Teraz trwają prace nad rozpoczęciem badań na modelach zwierzęcych.

  • Zmniejszenie skuteczności działania leków obserwuje się nie tylko wśród antybiotyków.  Wielolekooporność jest coraz powszechniejsza w przypadku komórek nowotworowych. Z czego wynika to zjawisko?

Przede wszystkim z czynników środowiskowych – żyjemy w coraz bardziej zanieczyszczonym środowisku. W hodowlach zwierząt coraz częściej stosuje się leki, a do upraw roślin różne opryski. Fenotyp człowieka zmienia się. Rozwijają się mechanizmy obronne, np. w postaci pomp, które „wyrzucają” leki na zewnątrz komórki. Z tego powodu dostępne leki tracą aktywność i nie są w stanie spełniać swojej funkcji, zaś luka na rynku, która w ten sposób powstaje, nie jest dostatecznie wypełniania nowymi produktami leczniczymi.

  •  Może wypełni ją wasz kandydat z grupy cytostatyków? Ponoć ma stanowić innowacyjny lek do stosowania w różnych typach białaczki czy nowotworów, m.in. raka płuc, piersi czy jelita, w drugiej linii leczenia.

Opracowaliśmy całą rodzinę związków bardzo podobnych do siebie, różniących się małymi detalami. To właśnie te szczegóły decydują o bezpieczeństwie stosowania i skuteczności terapeutycznej. Jesteśmy w tej chwili na etapie wyboru cząsteczki wiodącej, dla której będziemy uruchamiali pakiet badań przedklinicznych. Jeśli wyniki będą dobre, w przeciągu dwóch, trzech lat zamierzamy wystąpić o zgodę na badania na ludziach.

  • Za ile chcielibyście odsprzedać taką cząsteczkę?

Nasz związek jest syntetyczny, a jego synteza relatywnie tania. Jeśli jednak dojdzie do komercjalizacji, to koszt procesu badań rejestracyjnych cząsteczki może wynieść od kilkudziesięciu do stu milionów dolarów. To przyjęty średni koszt, który ponosi firma farmaceutyczna produkująca lek. Duże pieniądze pojawiają się na etapach klinicznych, w fazie II i III, ale cząsteczka, która przechodzi proof of concept, jest już wystarczająco wiarygodna i interesująca dla dużych rynkowych graczy.

  • Czy widzi Pan w najbliższym czasie szansę na przełom w terapii antynowotworowej?

Spektrum typów nowotworów jest bardzo szerokie. Ciężko więc cokolwiek powiedzieć. Pojawiają się jednak
doniesienia, że niektóre nowotwory przestają być chorobą śmiertelną, a stają się raczej schorzeniem chronicznym, takim jak np. cukrzyca. Pacjent jest skazany na leczenie do końca życia, ale śmiertelność jest znacznie niższa. Jeśli dzięki takiemu leczeniu, z rakiem można w miarę normalnie żyć, to w jakimś sensie uważam to za przełom.

  • W jednym z wywiadów, Marian Popinigis – członek zarządu Blirt S.A., powiedział, że to wielkie koncerny decydują, jaki lek trafia na rynek.

Zgadza się. Innymi prawami rządzi się bowiem rynek leków, a innymi rynek kandydatów na leki, który jest wielokrotnie większy. W zasadzie w przypadku każdej jednostki chorobowej istnieje zwykle kilkanaście, czasem kilkadziesiąt, a w przypadku raka nawet kilka tysięcy programów opracowywania kandydatów na leki. Każda cząsteczka ma jakiś potencjał: jedna większy, druga mniejszy, ale wszystkie ze sobą konkurują. To, która
z nich zostanie „złotym strzałem”, zależy od preferencji gigantów farmaceutycznych – ich know-how, zasobów finansowych oraz mocy sprzedażowych.

  • Czy w Polsce jest ktoś, jakaś osobowość, którą można byłoby nazwać „wizjonerem w biotechnologii”?

Na pewno jest cała rzesza polskich naukowców, którzy działając w biotechnologii na świecie, próbowali później zaszczepić ją w Polsce. Wymieniłbym dwie takie osobowości – prof. Wacława Szybalskiego – jednego z ojców światowej biotechnologii, oraz prof. Hilarego Koprowskiego – pierwszego autora szczepionki na wirusa polio. W ostatnim czasie powstał ciekawy film dokumentujący życie i dorobek prof. Wacława Szybalskiego, na którego losy naukowe z pewnością duży wpływ miało spotkanie, w wieku 11 lat, z Marią Skłodowską-Curie.

  • Waszymi klientami są przede wszystkim firmy zagraniczne. Czy dla krajowych podmiotów jesteście zbyt drodzy? Czy może rynek jest za mały i nie ma zapotrzebowania na wasze usługi?

Polski przemysł biotechnologiczny raczkuje – na palcach jednej ręki można wymienić firmy, które starają się przebić na rynkach międzynarodowych. Ryzyko, zwłaszcza finansowe, związane z opracowaniem leku czy kandydata na lek, jest bardzo duże. Niewielu graczy decyduje się na jego podjęcie, co ogranicza liczbę podmiotów, będących w stanie zlecać nam badania. Poza tym współpraca w tej branży opiera się na długoletnich relacjach i wzajemnym zaufaniu, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze.

  • Powiedział Pan, że raczkujemy. Kiedy w takim razie zaczniemy twardo stąpać po ziemi?

W tej chwili dostępny jest lewar publicznych pieniędzy z różnych funduszy unijnych, z inicjatyw PARP-u czy z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Dzięki zastrzykowi gotówki ryzyko finansowe jest lepiej strawne, albo w ogóle możliwe do podjęcia. Polska biotechnologia wchodzi właśnie w okres budowania doświadczenia i międzynarodowych relacji. Myślę, że jeżeli wykorzystamy szansę to ok. roku 2020 będziemy w stanie nawiązać otwartą rywalizację z resztą świata.

Rozmawiali: Patrycja Misterek i Przemysław Płonka

Fot. Blirt

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ