Rafał Ruta: I NIE MOGŁEM W NOCY SPAĆ…
Całą noc nie zmrużyłem oka, szumiało mi w głowie, adrenalina buzowała, zewnętrzny świat stał się nieistotny. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Wiedziałem, że muszę to zrobić. Pocztę otwierano o 7:00. Do tej pory musiałem wytrzymać. Rano moje życie miało się zmienić na zawsze…
Rano nie czułem zmęczenia, rozpierała mnie energia. Wreszcie mogłem działać! W pięć minut umyłem się i ubrałem. O śniadaniu nie myślałem. Otworzyłem biurko, wyjąłem drewniane pudełko, uchyliłem wieczko i spojrzałem na zawartość. Miałem nie otwierać tego pudełka w przewidywalnej przyszłości. Ale czy mogłem przewidzieć, że stanie się TO?!
Pod pocztą byłem o 6:45, a już o 7:01 podałem pani w okienku zawartość mojego pudełka. Był to brązowy kawałek papieru ze znakiem wodnym i napisem „Powszechna Kasa Oszczędności – premiowy bon oszczędnościowy na kwotę pięćset złotych”. Prezent od babci, oszczędności życia zamienione na gotówkę. Pierwszy krok zrobiony! Była 7:05, czwartek, 30 lipca 1987 r. Brakowało mi już „tylko” 800 zł. Mogłem liczyć na 100 zł od rodziców i 100 zł od babci na urodziny za dwa miesiące. Za mało, za późno! Miałem 14 lat, 500 zł w kieszeni i byłem zakochany!
Zakochałem się za sprawą maszyn. Wróćmy do poprzedniego wieczoru. Tę środę pamiętam jakby to było wczoraj: były wakacje, rano oglądałem „Ostatni skok Gangu Olsena” jako „film dla drugiej zmiany”. Rodzice byli w dobrym humorze, więc mogłem pooglądać telewizję wieczorem. Program „Żniwa ‘87” zapewnił mnie, że sznurka do snopowiązałek nie zabraknie. Uspokojony zmieniłem kanał na program 2 – jedyny, jaki pozostawał do wyboru. O 21:45 zaczynał się program muzyczny Wojciecha Manna „Non-stop kolor”. Wcześniej nie pasjonowała mnie muzyka. Oglądałem „Przeboje Dwójki” i słuchałem „Listy Przebojów Trójki”, ale i tak najważniejsza była zabawa z kolegami „w kosmos”. Tego wieczoru obejrzałem film „Jean-Michel Jarre – koncerty w Chinach 1981” – i odleciałem w prawdziwy kosmos! Nie znałem muzyki elektronicznej, nie znałem jej francuskiego pioniera, ale to była miłość od pierwszego wejrzenia. Scena wyglądała jak pałac Wielkiego Elektronika z „Podróży Pana Kleksa”: wielkie szafy syntezatorów z setkami gniazdek ułożonych w matryce; dziesiątki metrów kabli, splątanych jak macki potworów z innej planety; setki przycisków, pokręteł, przełączników, suwaków, wtyczek; klawiatury spiętrzone w ogromne wieże; harfa laserowa; wielka półkula bębnów elektronicznej perkusji. Wszystko analogowe, obsługiwane ręcznie i na żywo, bez komputerów. To było fantastyczne jak „Gwiezdne Wojny”!
Muzyka elektroniczna poraziła mnie prądem wysokiego napięcia. W ciemnym pokoju wystrzeliły we mnie lasery, która przecięłyby na pół statek kosmiczny. Wwierciły się we mnie pulsujące nieziemską energią dźwięki „Equinoxe 4”. Tej nocy narodziłem się na nowo, przeżyłem „katharsis”, odwiedzili mnie kosmici. Dla Chińczyków to też było zderzenie z obcą cywilizacją. Jarre był pierwszym muzykiem z Zachodu, który koncertował w Chinach po rewolucji komunistycznej. Widzowie z początku siedzieli sztywno i klaskali zdawkowo jak na akademii partyjnej, wkrótce zaczęli bawić się jak dzieci, by przy końcowym przeboju „Magnetic Fields 2” wpaść w szaloną euforię.
Żeby móc znowu polecieć w kosmos, chwilowo musiałem zejść na ziemię. Przez dwa miesiące zbierałem butelki po śmietnikach i zsypach bloków mojego osiedla i zanosiłem do skupu. W październiku miałem już razem 1.100 zł, a na urodziny dostałem brakujące 200 zł. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy maszerowałem do tzw. butiku, czyli prywatnego sklepiku z zagranicznymi ubraniami, zabawkami, słodyczami i pirackimi kasetami zachodnich wykonawców! Przez dwa miesiące ukochaną muzykę odtwarzałem w głowie, a teraz gnałem do domu ze skarbem – składanką przebojów Jarre’a. Najszczęśliwszy dzień mojego życia? Dzień z magnetofonem Unitra MK 2500 Automatic i kasetą Jarre’a!
Od 29.07.1987 r. muzyka jest mi niezbędna do życia. Byłem na wielu koncertach, zebrałem kolekcję CD, a teraz w Spotify muzyka jest dostępna na wyciągnięcie palca. Nic jednak nie może się równać z nocnym telewizyjnym koncertem, nieprzespaną nocą, ciułaniem 1.300 zł przez dwa miesiące i słuchaniem własnej kasety w domu.
Maszyny w naszych miejscach pracy są tysiąckroć bardziej niezawodne niż analogowe instrumenty elektroniczne. Podczas koncertu trzeba było je ciągle regulować, synchronizować i schładzać. Ale emocje, które dały mi francuskie maszyny w Chinach na polskim telewizorze Jowisz, są bezcenne!
PS. Muzyka Jean-Michel Jarre’a pozostała dla mnie „pierwszą miłością”. Artysta wciąż jest w świetnej formie muzycznej i fizycznej – podpisał chyba pakt z diabłem, bo od lat zawsze wygląda na 30 lat mniej niż ma. Właśnie ukazał się singiel z albumu „Equinoxe Infinity” i znowu czuję ciarki! Przede mną dwa miesiące czekania na album, jak wtedy na upragnioną kasetę. Tylko gdzie sprzedam butelki? Nie ma już skupu...
Felieton został opublikowany w wydaniu 4-5/2018 dwumiesięcznika "Przemysł Farmaceutyczny"
Komentarze